wtorek, 2 grudnia 2014

Za górami, za lasami...

Opowiem Wam pewną historię. Była sobie matka, studentka, która wciąż na walizkach żyje. Średnio raz na dwa tygodnie zjazd na uczelni, a jak do domu wraca, to nieustannie trzeba nadrabiać pranie, prasowanie i sprzątanie. Bałagan to się w końcu sam robi ;) A do tego gotowanie, bo z pustym brzuchem, to ani matka, ani córka żyć nie podoła. Jeszcze nauka, bo skoro się matka zdecydowała na studiowanie, to jakoś się z tym trzeba zmierzyć. No i najważniejsze - z córką trzeba spędzać czas.

Jeśli myślicie, że się tłumaczę, to macie rację. Dawno mnie tu nie było, co nie znaczy, że zapomniałam. Po prostu doby mi brakuje. A o najważniejszym zapomniałam - zostałam bez laptopa. Zawiniła matka, przyczyną sprawczą córka. Winić jej nie mogę, bo leżący na podłodze komputer z przymkniętą klapą, a myszką na klawiaturze, to aż kusi, żeby na nim stanąć. Tylko że to tylko na chwilę, a dziecko w innym pokoju.... Dla nas już za późno i tylko mogę innych ostrzegać - tak się nie robi! ;)

Dlatego laptop na mojej wishliście wyskoczył na pierwszą pozycję. A za nim masa innych bardziej lub mniej potrzebnych rzeczy. Szkoda tylko, że nie znalazłam jeszcze wystarczająco majętnego mikołaja ;)

My tu gadu, gadu, a skoro już się odzywam, to może kilka słów o tym, co u nas.
Mały Człowiek już nie taki mały. Przecież ma już ponad 15 miesięcy! Chodzi już pięknie, choć częściej biega jak oszalała.
Ulubione zajęcie to robienie na złość ;) A potrafi to wyczuć na kilometr.
Ulubione jedzonko to jabłuszka, marchewki i pomidory. Dba o linię nie ma co ;) Poza tym ciężko ją namówić do jedzenia, więc matka musi się sporo nagimnastykować, żeby brzuszek był najedzony. Wszyscy zgodnie twierdzą, że wdała się w mamusię. Są też głosy, że mam za swoje, skoro jako mały brzdąc tak się we znaki dawałam nie chcąc jeść ;)

To tak pokrótce. Nie obiecuję pisać częściej, zwłaszcza do czasu, aż nie dorobię się laptopa, ale nie zapominajcie o nas proszę! :)

niedziela, 28 września 2014

Roczkowe słodkości

Jeszcze kilka słów o roczku, a raczej o urodzinowych wypiekach. 
Nie oszukujmy się - większość rzeczy, w tym cudowny tort, pochodziło z zaprzyjaźnionej cukierni. Jednak matka postanowiła się też trochę sama wysilić. Wybór padł na muffinki. Co wyszło z planów kulinarnych? Nie będę oszukiwać, że zabrałam się do pracy i zrobiłam sama cudne babeczki. Prawda jest taka, że muffinowego bakcyla złapała moja Siostra i to Ona przejęła stery, a ja byłam jedynie pomocnikiem. 

W ten sposób powstały babeczki maślane z czekoladą i marchewkowe z lukrem pomarańczowym.
Przepisy wzięłam ze strony królowej muffinek, czyli mojej koleżanki ze studiów Rebeki Luks. Swoją drogą, zapraszam wszystkich na http://nietylkokuchnia.blogspot.com/ :) 
Nam słodkości wyszły naprawdę smakowicie, mimo iż był to nasz debiut w tej dziedzinie. Duży wpływ miały na to jasne i przejrzyste receptury.


Był to nasz pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni. Jeśli ktoś z Was nie próbował jeszcze swoich zmagań z muffinami, to naprawdę zachęcam. To prosty sposób na smaczny deser. Wiadomo, że nie każdy przepis jest taki bezproblemowy, ale o tych skomplikowanych, to ja na razie nawet nie chcę myśleć! ;)

sobota, 27 września 2014

Roczkowe prezenty

Choć po długiej przerwie, to wciąż w temacie roczku. Kilka słów o prezentach. Ze wszystkich Zosia jest bardzo zadowolona, choć królują wciąż baloniki z imprezy urodzinowej. Minął od niej ponad miesiąc, a te cały czas dobrze się mają! ;)

1. Romer King Plus
źródło

Na pierwszy ogień prezent praktyczny, czyli fotelik. Dotąd Mały Człowiek podróżował w nosidełku, jednak ostatnio było to już mało komfortowe i wyjazdy po chwili kończyły się płaczem i marudzeniem. Nowy fotelik moja Pszczółka dostała w prezencie od Dziadków. Wiadomo - to nie jest prezent, który można kupić bez konsultacji z rodzicami dziecka. Ja sama wybierałam zarówno model, jak i kolor.

2. Rowerek 3w1 Baby Trike
źródło
 Ma szelki, oparcie i podnóżki, które idealnie sprawdzają się przy małym dziecku. Jest też opcja demontażu tych elementów, gdy maluch podrośnie i będzie miał ochotę na samodzielną jazdę. Mały Człowiek uwielbia swoją nową brykę. Sama chętnie zakłada sobie szelki i piszczy radośnie na każdym zakręcie. Jazda rowerkiem to zupełnie inna sprawa niż podróż w wózku. Znacznie ciekawsza perspektywa. ;)

3. Chodzik Gawędziarz V-tech
źródło
To prezent od rodziców. Mamy wersję angielską, ale przecież nigdy nie jest za wcześnie na naukę języka. ;) To jest prawdziwy hit! Mały Człowiek potrafi przy nim biegać niemal cały dzień z przerwami na zabawę panelem muzycznym. Świetna rzecz. Jest stabilny i doskonale zachęca dziecko do nauki chodzenia.

4. Smiki, Aktywna kostka drewniana z kolejką
źródło
Drewniana zabawka edukacyjna wydawała mi się początkowo zbyt "dorosła" dla Bąbla. Nic bardziej mylnego. Może jeszcze nie potrafi ustawić godziny na zegarku, ani ułożyć obrazka z układanki, ale ta zabawka i tak jest dla niej bardzo interesująca. Najczęściej bawi się górną częścią. Bawi się koralikami, zdejmuje tę przykrywkę, wkłada do środka kostki Tulisia i znów zamyka. Potem szuka przytulanki i ma z tego radochę. Fajna sprawa i sądzę, że jak Mały Człowiek trochę podrośnie, to zacznie korzystać z zabawki w bardziej 'dorosły' sposób.

Poza wyżej wymienionymi, Bąbel dostał też inne prezenty. Wybrałam tu te, które mogę szczególnie polecić każdemu, kto szuka pomysłu na prezent dla roczniaka.

Jakie są Wasze prezentowe hity?


wtorek, 26 sierpnia 2014

Roczek

Mały Człowiek ma niemal rok. Dwunasty miesiąc skończy jutro rano, jednak z pewnych przyczyn imprezę zorganizowaliśmy kilka dni wcześniej. Za dużo pisać nie będę. Powiem jedynie, że motywem przewodnim były pszczółki. Było bardzo sympatycznie, choć dla mnie cały dzień minął, jak jedna chwila. Od organizacyjnej klapy uchroniła mnie w dużej mierze pomoc siostry, za co jestem jej z całego serca wdzięczna. Tyle gadania wystarczy. Zapraszam na krótką fotorelację.








wtorek, 19 sierpnia 2014

Jaglana

Pisałam kiedyś, iż mamy mało urozmaicone śniadania i kolacje. Stwierdzam, że to się nie zmieniło, jednak to, co jest "na topie" już nie jest tym samym, co królowało kiedyś. Teraz, kiedyś odrzucana jajecznica jest ulubionym daniem, a parówki lądują na podłodze już po pierwszym kęsie. Kanapki też niezbyt przekonują. Czasem Mały Człowiek daje się przekonać do kaszy manny i niegdyś odrzuconej kaszki dla alergików SINLAC. Ostatnio Matka postanowiła przekonać Bąbla do kaszy jaglanej. Pierwszego podejścia to chyba lepiej nie komentować ;) choć rodzice zjedli. Wczoraj było podejście drugie. Już nie mieszałam w czasie gotowania i nie zalałam wodą ponad miarę. Po dołożeniu owoców wyglądało (i wg mnie smakowało) całkiem nieźle.

Przed:

Co myśli o tym sama zainteresowana? No cóż. Jedzenie lądowało wszędzie, poza brzuszkiem. Przemycić udało się pewnie tylko kilka łyżek. Będziemy próbować też na inne sposoby i z innymi dodatkami. Odpuścić nie zamierzam ;)

Po:

środa, 13 sierpnia 2014

Zagadka

Dziecko brudne, matka brudna, a do tego podłoga brudna, ściana brudna i fotelik też brudny. 
Co to oznacza?


Macie rację! Zaczynamy naukę samodzielnego jedzenia. 

Początki wydają się całkiem niezłe. Oczywiście Mały Człowiek od dawna potrafi jeść rączkami. Kanapeczki, herbatniki, chrupki czy owoce to żaden problem. Wczoraj po raz pierwszy jadła swoim widelczykiem. Mama nabijała kawałki racuszka i oddawała widelec Bobasowi. Jedzonko lądowało w buzi. Dziś była próba z zupką. Nawigowany Maluch nakładał pomidorówkę na łyżeczkę i sam wkładał do buzi. Taki był plan oczywiście. Większość jedzenia lądowało wszędzie, tylko nie w brzuszku, ale myślę że i tak sobie pojadłyśmy.

Kiedy wasze Dzieciaczki zaczęły naukę i od kiedy można powiedzieć, że jedzą już naprawdę same?

Pozdrawiamy i życzymy miłego wieczoru!

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Niedopilnowana

Co tu dużo pisać? Chwila nieuwagi wystarczy, by dziecko weszło tam gdzie nie powinno. Tym bardziej jest wystarczająca, by dobrało się do niestrzeżonego przedmiotu leżącego na stole. W tym przypadku bobas zgarnął czekoladki. No bo jak tu się oprzeć słynnemu 'Merci'? ;) Mamy zatem za sobą pierwszy raz z czekoladą. Mały Człowiek wybrał deserową. To chyba najzdrowsza opcja ;)


Kiedy wasze maluchy pierwszy raz skosztowały tego słodkiego cuda? :)

czwartek, 7 sierpnia 2014

Tuliś na spacerze

Czy wspominałam już, iż Mały Człowiek ma ukochaną przytulankę? Jest nią niepozorna pacynka zwana potocznie tulimisiem, bądź po prostu tulisiem. Od pewnego czasu tuliś na dobre zagościł w życiu Bąbla i nie ma szans, choćby na to, by iść bez niego spać.


Poszedł więc tuliś na spacer. Nie sam, o nie, tylko w towarzystwie Małego Człowieka i Prababci. Jednak tulisie potrzebują chyba trochę prywatności i czasu dla siebie, bo Prababcia wróciła zaspana, zziajana i trochu zdenerwowana. Niepokorna przytulanka nie słuchała Babci i niezauważenie oddaliła się od wycieczki. Kiedyś już podczas innej wędrówki oddalił się jeden mały bucik, ale umówmy się - gdyby ten się nie znalazł, to Mały Człowiek zupełnie by się tym nie przejął, ale tym razem chodziło o przyjaciela. Się Babcia przejęła zatem i wracała przez las w poszukiwaniu urwisa. Wrócili w pełnym składzie, przynosząc ze sobą dodatkowo kilka grzybków, więc wycieczka zakończona pozytywnie. :)

sobota, 19 lipca 2014

Migawki z życia (1)

Obiecałam, że nadrobię zdjęciowo. Brak mojej aktywności na blogu wiązał się z brakiem czasu, a co za tym idzie, z tego okresu nie mam również prawie żadnych zdjęć. Te z tego posta pochodzą wszystkie z dnia wczorajszego. 
Jesteśmy z Małym Człowiekiem u drugiej Babci i staramy się jak najbardziej skorzystać z pięknej, letniej pogody, zatem praktycznie non stop przebywamy na zewnątrz. Nawet posiłki Malucha konsumowane są na werandzie :)

Nim zaproszę Was do oglądania zdjęć, uprzedzę tylko, że marny ze mnie fotograf, a zachciało mi się "artystycznych kadrów" ;) Zatem enjoy!





A dziś? Botwinka z ziemniaczkami (o której pisałam już na fb - o fuj... a tak lubię :( ) i góra fasolki szparagowej, którą trzeba było zebrać i obrać. Część ugotowana i czeka na zjedzenie, a część pewnie do mrożenia, tylko ciekawa jestem, jak to zrobić, żeby później była tak dobra, jak prosto z pola, tudzież, jak ze sklepowych mrożonek. Jakieś pomysły?

Pozdrawiamy :)


wtorek, 15 lipca 2014

Śniadania i kolacje

Miało być zdjęciowo, ale wcześniej kilka słów o jedzeniu. Był czas, kiedy Mały Człowiek miał stałe pory posiłków i w miarę zaplanowane menu. Rano i wieczorem kaszka ryżowa, na drugie śniadanie sinlac, jakaś zupka na obiadek i owocki na deser. Od pewnego czasu nastąpiła zmiana. Wprawdzie obiadek i owoce wciąż w modzie, za to kaszki są już passe. Przez pewien czas na śniadania i kolacje Bobo jadło kanapeczki. Z pasztetem, z dżemikiem lub po prostu z masełkiem + butla mleka, jednak ostatnio i to Małemu Człowiekowi nie odpowiada. 
Próbowałam podawać kaszkę mannę z owocami, płatki ryżowe z owocami, same owoce, jajecznicę i parówkę. Z wymienionej listy podpasowała jedynie parówka, której jednak ja zbytnio nie chcę podawać, bo składy przyprawiają o ból głowy. Czasem Ziarenko zajada się też owocami, ale to zależy od dnia, a po drugie - same owoce, to jednak mało treściwe śniadanie. Pozostałe pozycje najczęściej tylko degustuje i po kilku łyżeczkach odmawia współpracy zaciskając usta lub biorąc do buzi, a później widowiskowo plując na wszystkie strony. O ile kolację jakoś jeszcze przebolewam, bo w łóżeczku zawsze z chęcią pije jedną-dwie butle  mleka (mleko tylko w łóżeczku do spania i już!), tak poranki mnie przerażają. Dlaczego? Po śniadaniu Mały Człowiek potrafi zasnąć jeszcze przed 10.00 i spać nawet do 12.00. Jej rekordem była 14.00. 
Wtedy wstaje i od razu je obiadek. Z tym najczęściej nie ma problemu. Najchętniej je to, co pozostali domownicy i to z ich talerzy. Z tego powodu zaprzestaliśmy w gotowaniu dodawania wszelakich kostek rosołowych, mniej doprawiamy, a ja muszę gotować dla malucha osobno prawie wyłącznie wtedy, gdy "dorosłym" obiadem jest pieczarkowa, ogórkowa, etc. Zaznaczę też, że Ziarenko je nasze obiadki bez żadnego zgniatania. Papki są ble... Lepsze są pokrojone w kosteczkę warzywa, czy makaron w sporych kawałkach. Tylko mięso trzeba wręcz szatkować, bo mimo swoich czterech ząbków, nawet nie próbuje mięska pogryźć, niezależnie od wielkości czy twardości.

Jak u was wygląda kwestia śniadań i kolacji? Macie jakieś rady, co mogłabym przyrządzić, mając szansę na to, iż zostanie to zjedzone, a nie rozbryzgane po całej kuchni?

Pozdrawiam słonecznie :)

sobota, 12 lipca 2014

Mam 10,5 miesiąca i potrafię...

Gdy myślę o swojej blogowej aktywności ostatnio, to do głowy przychodzą mi słowa piosenki:
"Pojawia się i znika, i znika...". Mało mnie tu. Wchodzę na bloga i myślę, że w końcu wszystko nadrobię, ale zaraz uznaję, że jednak poświęcanie czasu Małemu Człowiekowi jest priorytetem. Jak Bąbelek śpi, to z kolei pełną parą rusza klasyczna aktywność domowa - pranie, prasowanie, gotowanie, sprzątanie... i tan na okrągło.
Chciałam nadrabiać stopniowo, ale jeśli się nic nie zmieni, to nie wyrobiłabym się aż do roczku więc lecimy hurtowo ;)

Mam 10,5 msc
Ważę 9kg
Noszę ubranka w rozmiarze 74
Co potrafię?
  • sama siadam i wstaję
  • raczkuję
  • wchodzę po schodach
  • potrafię chwilę stać bez trzymania
  • chodzę przy meblach, trzymana za rączki, czasem tylko za jedną 
  • wskazuję ręką na pożądany przedmiot lub kierunek i mówię 'da'
  • pokazuję jaka duża urosnę i robię papa
  • szukam przedmiotu o który mamusia prosi i go jej podaję (lub tylko chwalę się, że go znalazłam ;) )
  • mówię 'mama' i 'tata'
  • jem sama (rączkami) kanapeczki, owoce i warzywa
To takie główne umiejętności. Jako mama jestem strasznie z Małego Człowieka dumna. Uważam, że jest zdolna i bardzo szybko chwyta nowe umiejętności choć ze mnie kiepska nauczycielka ;)

Znacie już osiągnięcia Maluszka, następnym razem nadrobię zdjęciowo :)

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Po nieobecności kilka słów o karmieniu

Odzywam się trochę nieśmiało po długiej nieobecności. Cisza ta wynikała przede wszystkim z matki obowiązkami związanymi z sesją, czyli nauka, nauka i jeszcze raz nauka. Czas który zostawał poświęcałam Małemu Człowiekowi i na internety już nie było miejsca w planie dnia. Teraz wróciłyśmy do domu wraz z Małym Człowiekiem i liczę na to, że teraz będzie trochu więcej wolnego, choć grafik i tak dość napięty ;) Nadrobienie zaległości odbywać się będzie stopniowo, jak sądzę. Za to teraz kilka słów o mleku matki, a raczej o karmieniu piersią.
Będąc jeszcze w ciąży mocno byłam nastawiona na karmienie piersią i nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłoby być inaczej. Po porodzie, mimo cesarskiego cięcia, wszystko wskazywało na to, że nie będzie z tym najmniejszego kłopotu. Pozornie bezproblemowo było. Tylko Urwis dość często popłakiwał w czasie karmienia. Przestał przybierać na wadze już w drugim miesiącu życia i trwało to przez dobry miesiąc, póki nie zaczęliśmy Małego Człowieka dokarmiać mlekiem modyfikowanym. Jak to zwykle bywa, stopniowo posiłków z butelki było coraz więcej, mimo że walczyłam dzielnie. No ale w końcu zaczęło się przybieranie na wadze, a płacz w czasie jedzenia był rzadszy bo tylko przy piersi... Mniej więcej w styczniu na dobre skończyło się jedzenie mleczka mamusi. Początkowo czułam olbrzymi smutek i miałam wielkie poczucie winy. Przecież mleko matki jest najlepsze. Jak kobiecie nie uda się karmić piersią to na pewno za mało się starała, jak dziecko nie chce ssać, to trzeba je przegłodzić, żeby później się najadało, jak matkę boli to ma zęby zaciskać i cierpieć bo tak trzeba, itp itd. Takie myśli mnie męczyły dość długo, a potem przycichło. 
Temat wrócił niespodziewanie kilka dni temu. W mojej głowie pojawiła się zupełnie inna myśl. Przy naszym stylu życia i częstych całodniowych rozłąkach karmienie piersią byłoby co najmniej sporym utrudnieniem. Jak dziś pamiętam nieprzyjemne chwile związane z odciąganiem mleka w uczelnianej toalecie, a później noszenie mleka i całej 'aparatury' z torebce i tak już załadowanej książkami. Pamiętam też dylematy w czasie wykładów - czy zdołam wytrzymać do przerwy bez odciągania mleka i czy przerwę między wykładami poświęcić na to, by zjeść jakiś obiad czy na dłuższy pobyt w toalecie. Te refleksje i spojrzenie z perspektywy czasu spowodowały iż uznałam, że tak właśnie miało być. W tym scenariuszu obie jesteśmy szczęśliwe, a to chyba najważniejsze.

Dla mnie wniosek jest jeden. Mimo, iż dla dziecka najlepszym pokarmem jest mleko matki, to nie można się dać zwariować.


piątek, 23 maja 2014

Przepraszam, jestem tylko młodą mamą

Gdy kobieta zostaje matką, dziecko staje się nagle centrum jej życia. Wszyscy bliżsi i dalsi znajomi muszą wtedy uważać na to, o co pytają. Wystarczy pozornie niegroźne "Co słychać?", by zostać zadręczonym godzinną opowieścią o tym, jak to maluch słodko się zaczął uśmiechać, że super przybiera na wadze, czy nawet o tym, iż matka jest przerażona faktem, że pierworodny zrobił zieloną kupę i ona już wyczytała w internecie, że to na bank oznacza (w najlepszym przypadku!) alergię pokarmową. 

W większości przypadków, z biegiem czasu zaczynają pojawiać się w rozmowach również inne tematy, stąd moja rada (jako matki, która sama przechodzi/przechodziła ten etap) – trzeba to po prostu przeczekać. Jeśli nie fascynują Cię perypetie małych berbeciów, można o tym delikatnie zaaferowanej matce przypomnieć, jednak nie miejcie do nas żalu. Pewno ciężko to zrozumieć komuś, kto z dziećmi nie ma i nie miał nic wspólnego, jednak pojawienie się dziecka, to ogromna rewolucja w życiu. Przynajmniej na pewien czas, matka zapomina o tym, że jest oddzielną od dziecka istotą (tak, tak – czwarty trymestr to nie tylko domena noworodka, ale także i jego matki) i potrafi się skupić tylko na tematach związanych z jego funkcjonowaniem. Później będzie lepiej. Nie twierdzę, że temat potomka zupełnie zniknie z rozmów, ale będzie rzadszy. Tak samo, jak i sama obecność dziecka. Początkowo młoda mama nie chce się rozstawać ze swoim maleństwem nawet na sekundę, a największym wyczynem jest pójście pod prysznic. Potem zaczynają się przymusowe rozłąki. W moim przypadku pierwszym i najstraszniejszym rozstaniem z Małym Człowiekiem, była kontrola u lekarza i ściąganie szwów po cc. Miałam wrażenie, że pół godziny bez dziecka, to wieczność. Okazało się, że Bąbel nieobecność mamy przespał, więc nawet nie był świadomy, że w otoczeniu nastąpiła jakaś zmiana. Każdą kolejną rozłąkę z urwisem znosiłam lepiej. Aktualnie naszym rekordem jest niemal doba, z tym, że matka dziecko położyła spać i dopiero pojechała, a to, że nie ma jej o poranku, nie jest zaskoczeniem ze względu na wyjazdy na studia.

Jak już mowa o studiach, które dla mnie są wciąż główną odskocznią od pieluch, to niestety tam nabroiłam chyba z początku najwięcej. Bardzo łatwo wychodziło, że niedawno urodziłam, a potem to już wszystko staczało się po równi pochyłej. Zdjęcia, opowieści itd... Myślę, że mogłam tak sporo osób do siebie zniechęcić lub co najmniej zażenować ;) Nie opowiadałam może intymnych szczegółów, jednak nie zmienia to faktu, że dzieckiem chwaliłam się niemalże przypadkowym osobom! Pewnie tym bym się jednak tak strasznie nie przejęła, w końcu nie zależy mi na tych ludziach. Jednak na przyjaciołach to już mi bardzo zależy. Główną motywacją do napisania tego postu była rozmowa z przyjaciółką, która brutalnie uświadomiła mi, że niezbyt wiem, co dzieje się u niej, bo rozmowa zawsze schodzi na Bąbla. Przyznaję – początkowo się buntowałam i niemal obraziłam, no bo jak Ona może mi to wypominać? Czy Ona nie może zrozumieć, że Mały Człowiek to cały mój świat? Szybko jednak zrozumiałam, że prawda jest taka, że ona nie musi tego rozumieć, a warto docenić to, że przynajmniej się stara! Z tego miejsca Cię kochana przepraszam i obiecuję poprawę. Może zresztą już zauważyłaś zmiany. 

Na koniec rady dwie, a może raczej wnioski. Po pierwsze, mamusie kochane - to, że o dziecku możemy opowiadać godzinami to nic złego, jednak co za dużo, to niezdrowo. Z drugiej strony kilka słów do reszty społeczeństwa - bądźcie  dla nas wyrozumiali. To naprawdę mija.


Pozdrawiamy,
Mama i Brzdąc

środa, 21 maja 2014

Byle do przodu!

Mały Człowiek już niedługo skończy dziewięć miesięcy. Początkowo brak jakiejkolwiek mobilności, później pojawiły się pierwsze obroty na brzuszek (ave vojta!). Następne w kolejce było pełzanie w tył, które teraz wychodzi jej już zawodowo. Tu początki:


Ostatnie kilka dni to rewolucja. Pierwsze zaskoczenie to obroty z brzuszka na plecy. Wyczekane, że aż strach. Ich brak był przyczyną licznych wątpliwości pt. czy aby nie za wcześnie zrezygnowaliśmy z rehabilitacji. Największą niespodziankę Bąbel sprawił wraz z początkiem tego tygodnia. Po prostu wstała rano i sprawiła, że już lubię poniedziałki. Nie mogła dosięgnąć kabla, zatem po prostu do niego podeszła (na czworakach oczywiście). Odkrycie, że do przodu też można się przemieszczać utkwiło jej w głowie na dobre i często teraz z tej formy korzysta, mimo że do tyłu wciąż jest znacznie szybciej ;)


wtorek, 20 maja 2014

Mały urwis

Mały Człowiek to niezły łobuziak. Jeszcze nie chodzi, a nawet nie raczkuje, a już psoci. Przesuwa się w większości do tyłu, a dostanie się wszędzie. Gorzej z ewakuacją, ale to przecież zawsze można liczyć na pomoc mamy. Taka sytuacja ;)

niedziela, 18 maja 2014

Must have matki chorego dziecka

Kiedy dziecko jest zdrowe, można sobie ułożyć idealny plan dnia, w którym jest czas na opiekę i zabawy z dzieckiem, domowe obowiązki, a znajduje się też i chwila dla siebie. Jednak, kiedy maluch się rozchoruje, to nagle wszystko wywrócone jest do góry nogami. Cały plan dnia ogarnia jeden wielki chaos. Jest kilka rzeczy, które pomagają przetrwać.

  1. Kawa, jako przedłużenie wydolności organizmu. Gdy Mały Człowiek ma gorączkę, to nie ma szans, by matka się wyspała, a czasem nawet by spała. Trzeba co chwilę kontrolować, czy gorączka nie jest zbyt wysoka, (albo zbyt niska, trzeba sprawdzać ogólnie czy jest :) ). Bąbel śpi niespokojnie i raz na jakiś czas zaczyna płakać przez sen. W ciągu dnia natomiast trzeba prócz kontroli i zbijania gorączki, dodatkowo karmić, przewijać, inhalować i podawać leki, o zabawianiu, bujaniu i tuleniu wymęczonego malca nie wspominając. Do tej puli, dochodzą jeszcze codzienne obowiązki, zatem nie ma zbytnio luki, którą matka mogłaby wypełnić odsypianiem męczącej nocy, więc zbawieniem okazuje się czarny płyn.
  2. Korektor do oczy - dla ukrycia faktu, że sen zastępujemy płynną energią. Jednak wysiłek zamaskowania cieni pod oczami sensowny jest tylko wówczas, gdy wychodzimy z domu i się przejmujemy swoim wyglądem. Dla niektórych oznaczać to może wyjście na zakupy, do lekarza, a może do kościoła. Gdzie indziej może pójść matka dziecka chorego? Inna sprawa, to to, czy matka przemęczona, ma jeszcze siłę myśleć o tym, jak wygląda?
  3. Czapka/suchy szampon żeby ukryć przetłuszczone włosy - używać w przypadku jak powyżej. Ewentualnie w sytuacji, gdy ktoś wpadnie w odwiedziny. Listonosz na przykład. Przecież żaden znajomy nie wpadnie raczej z wizytą, ryzykując oskarżenie, że zaraził lub pogorszył stan malucha. Choć pewnie są takie mamy, które nawet przy chorującym dziecku znajdują czas na umycie włosów, a raczej dzieci, które dają rodzicom aż tak długą chwilę dla siebie, więc nawet niespodziewana wizyta nie jest pod tym względem straszna. Gorzej z ładem w domu. Może wynalazł ktoś czapkę niewidkę na sterty niepomytych naczyń lub ciuchy, które aż się proszą o seans w pralce? ;)
  4. Gotowe dania – Nie chodzi mi tu koniecznie o chińskie zupki. Dobrą opcją są gotowe pierogi, dania zamrożone jakiś czas wcześniej, a może ciepły posiłek dostarczony przez mamę lub teściową? Nie twierdzę, że gotowanie nie relaksuje (choć akurat nie mnie), jednak jeśli obowiązków jest masa, a sił wręcz przeciwnie, to jednak warto czasem pójść na łatwiznę.
  5. Mikrofalówka – ważny element umożliwiający pójście na łatwiznę (patrz punkt wyżej) , jak również wypicie przynajmniej w miarę ciepłej kawy. Często jedyna szansa na ciepły posiłek.

Oczywiście powyższa lista jest dość indywidualna, a dodatkowo, czego chyba tłumaczyć nie trzeba, ujęta ironicznie. Każda matka ma zapewne swoją top piątkę. Może zdradzicie, co u was jest niezbędne, kiedy malucha rozłoży?

niedziela, 11 maja 2014

Choróbsko

Pisałam już na fanpage, że Małego Człowieka dopadło choróbsko. Zaczęło się od suchego kaszlu w weekend, w poniedziałek pojawił się kaszel mokry i gorączka dochodząca do 39 stopni. Teraz gorączki brak, tak samo jak energii i apetytu. Za to pojawiły się wymioty. Od poniedziałku, codziennie Bąbel szykuje matce niemiłą niespodziankę. Przy każdym karmieniu powtarzam Maluchowi "Zwrotów nie przyjmujemy", jednak chyba się mnie dziecko niezbyt słucha. Od wczoraj prezentu nie było (jak dotąd), przypisuję to jednak faktowi że praktycznie nic nie jadła. Prawdopodobną przyczyną naszych problemów  jest infekcja gardła, zatem pozostaje jedynie czekać, aż minie.
Rady na przetrwanie tego czasu bez poważniejszych konsekwencji? 
  • Dbać, żeby dziecko, które nie je, przynajmniej piło jak najwięcej. U nas sprawdziła się woda. Miłośnik soków nagle zaciska usta, nie chcąc przełknąć nawet łyka, natomiast wody zużywa hektolitry. 
  • Po drugie, nie zmuszać dziecka do jedzenia na siłę - u nas za każdym razem kończyło się to wymiotami. 
  • Czym karmić? Jedyny posiłek, który przez Małego Człowieka jako tako przyswajany. Chodzi mi mianowicie o SINLAC, czyli bezglutenową, bezlaktozową i bezmleczną kaszkę dla alergików. Nie twierdzę, że to jedyne i najlepsze, co dziecku można podać, chodzi mi jedynie o to, że warto szukać produktu, który nie wywoła wymiotów i jest delikatny w smaku.
Na koniec powiem tylko, że Mały Człowiek przespał większość wczorajszego dnia, a później pół nocy szalał po łóżeczku w doskonałym nastroju, chociaż zdecydowanie, nawet wizualnie, chora i wymęczona.


środa, 7 maja 2014

03.04.2013 - Komunikujemy się

 Na fanpage'u na facebooku zapowiadałam przeniesienie części postów ze starego bloga w nowe miejsce. Zacznę od posta, który przy przeglądaniu archiwum, wywołał ogrom ciepłych uczuć. Post jest z 3 kwietnia 2013 roku. To tyle wstępu.

Kumunikujemy się

Zaczynamy się powoli porozumiewać. Położę laptopa na brzuchu - oj źle. A jak źle, to Kruszynka skopie uparcie tam, gdzie ten laptop leży, no a mama wie, że źle i trzeba go zdjąć. Choć winowajca nie ma szansy poczuć. Te kopniaczki, to na razie tylko do maminej wiadomości. Jeszcze delikatne. Cisza w pokoju? Zaczynam mówić, a to maleństwo odpowiada - znów kopie mamusię. To niezwykłe jest. Tego się nie da opisać komuś, kto tego nie czuł, bo cóż mam powiedzieć Narzeczonemu? Wyobraź sobie, że ktoś się w Tobie rusza. Kto? Taki mały Alien. No i tyle z rozmowy wynika, bo jak tu przekazać komuś te wrażenia?
Jestem duża, trochę obolała i ciągle głodna. To nieważne jest! Ważne jest, że z każdym dniem mocniej czuję, że nie jestem sama, że ktoś tam ma w moim brzuchu mieszkanko! To niesamowite - ja naprawdę jestem w ciąży! Jestem szczęśliwa. Wciąż przerażona, ale szczęśliwa!
 
Za tydzień o tej porze, będę już w drodze do Polski. Boję się trochę, jak zniosę tyle godzin w samochodzie. Przede wszystkim boję się, że będę nieustannie głodna i nie będę miała co jeść ;) Abstrakcyjne trochę. Zawsze trzeba mnie było do jedzenia namawiać, a teraz jest to moje najczęstsze zajęcie. A nim wyruszę do domu, trzeba zdać egzaminy. Żeby je zdać - należy zacząć się w końcu uczyć. Tylko jak się zmobilizować?

wtorek, 6 maja 2014

Mleko kozie - za czy przeciw?

Mały Człowiek już od trzech miesięcy pije kozie mleko ze względu na skazę białkową. Od lutego odpowiedziałam na niejedno pytanie na ten temat, wysłuchiwałam słów krytyki i aprobaty, jak również odpierałam fale krytyki. Skąd tyle kontrowersji? 

Jak to się stało, że w naszym domu pojawiło się kozie mleko - historia prawdziwa.
Mały Człowiek szybko przestał pić mamine mleko. Powodów było kilka. Płacz w czasie posiłku, nieprzybieranie na wadze, później niechęć do mleka, nawet jeśli podane było butelką. No nie i już. Zaczęła się przygoda z mlekiem modyfikowanym. Początkowo dokarmianie, później już całkowite przejście na mm. Zaczęliśmy od Bebilonu HA. Potem zwykłego Bebilonu. Od samego początku dokarmiania pojawiła się wysypka, jednak ze względu na pewien zbieg okoliczności, długo nie zauważałam tego objawu. Dopiero w okolicach stycznia pojawiła się diagnoza - AZS ze względu na skazę białkową i zaczęła się batalia o to, by Ziarenko przestawić z mm na hydrolizaty. Próbowaliśmy karmienia Bebilonem Pepti, jak również Nutramigenem. Bez jakichkolwiek rezultatów. Nie pomagało stopniowe przemycanie hydrolizatu w Bebilonie, nie pomagało też dodawanie smakowej kaszki ryżowej. Po kilku tygodniach prób, po konsultacji z pediatrą, mleko modyfikowane zamieniliśmy mlekiem kozim. Mały Człowiek od razu z chęcią zabrał się za jedzenie, a już po kilku dniach suche zmiany zaczęły się zmniejszać, po około tygodniu znikły całkowicie. 

Argumenty przeciw + Kontrargumenty, czyli jak my sobie poradziliśmy
  • Pisałam już, że usłyszałam sporo słów krytyki ze względu na to, że Ziarenko pije kozie mleko. Nie jest ono już rekomendowane jako zamiennik dla mleka krowiego, ponieważ jest wysokie prawdopodobieństwo, iż także i kozie mleko uczuli. Wszystko przez to, że białka w mleku krowim i innych kopytnych się krzyżują, czy coś w tym stylu. Szczerze mówiąc nie chciałabym się jakoś szczególnie na temat teorii wypowiadać, ponieważ wiem tyle, ile tłumaczył mi pediatra. 
    • Jest wysokie prawdopodobieństwo, że także i kozie mleko uczuli dziecko ze skazą, aczkolwiek nie ma pewności. Jeśli tak, jak my bylibyście postawieni pod ścianą, to warto spróbować, bo jest szansa, że wasz maluszek zareaguje na to mleko dobrze. Lekarz tłumaczył mi to tak, że tak jakby składniki białek mleka różnych kopytnych są w dużej mierze takie same, dlatego jest takie prawdopodobieństwo uczulenia, jednak jeśli dany człowiek uczulony jest na taki składnik białka mleka krowiego, którego nie ma w mleku kozim, to takie zastępstwo nie wywoła objawów skazowych. Jeszcze raz podkreślam, że na teorii znam się raczej słabo i próbuję tylko mniej więcej odtworzyć to, co tłumaczył mi lekarz.
  • Kolejnym problemem może być fakt, że kozie mleko jest o wiele tłustsze od krowiego, zatem bardzo łatwo jest utuczyć malucha, a z drugiej strony - podanie tak tłustego mleka może wywołać u maluszka problemy z brzuszkiem.
    • My używamy mleka w kartonie, które jest już odtłuszczone (jak na razie spotkałam się z mlekiem 1,5%, 2,5%  i 3,8%). Można też odwirowywać mleko, jednak jest to niezbyt opłacalne. Gdy dzieciaczek jest trochę starszy, można mu podawać mleko pełnotłuste.
  • Ostatni powód, dlaczego lekarze ostrzegają przed mlekiem kozim to fakt, iż ma ono w sobie mniej żelaza niż krowie (a może nie ma wcale? Nie wiem) i brak w nim również kwasu foliowego. To olbrzymi problem zwłaszcza, że alergicy (dzieci ze skazą) w ogóle o wiele ciężej przyswajają żelazo.
    •  To boli nas najmocniej. Ważna jest suplementacja. Innym sposobem jest układanie diety tak, by była bogata w te elementy. Jeśli maluch nie ma problemu z alergiami, je mięso, żółtko jajka, warzywa typu szpinak - nie ma problemu. W przeciwnym wypadku polecam robić dziecku badania krwi raz na parę miesięcy, by mieć pewność, że nie ma niedokrwistości. Jeśli dopadnie was ten problem, to suplementacja jest konieczna.
Kilka rozwiązań praktycznych

Zacznę od tego, iż wprowadzanie koziego mleka nie powinno pokrywać się z wprowadzaniem nowych składników w diecie. To ułatwi obserwację i pozwoli przekonać się czy ewentualne uczulenie to wina mleka. Drugą sprawą jest wspomniana wcześniej tłustość mleka. Popularną praktyką jest rozcieńczanie go z wodą. Mnie lekarz zabronił tego robić, tłumacząc, że to tak jakbym do swojej zupy ot tak dolała wody. Tłustość się nie zmienia, ale jest mniej składników odżywczych. Znów nie wiem czy przekazałam wszystko jak należy, ale może jakoś mnie zrozumiecie. Na koniec przypomnę tylko o kontrolowaniu poziomu żelaza i dbaniu o układania diety tak, by zwracać uwagę na kwas foliowy.

Jeśli ma ktoś jakieś pytania lub uwagi, to chętnie podyskutuję. Zapraszam do komentowania!

xoxo
Mama i Brzdąc

poniedziałek, 5 maja 2014

Krzesełko do karmienia Chicco

Od pewnego czasu pora karmienia kojarzyła mi się wyłącznie z batalią o zjedzenie każdej kolejnej łyżeczki. Problemem nie był bynajmniej apetyt Małego Człowieka, a jego aktywność. Dotąd Ziarenko jadło w bujaczku. Było to wygodne dopóki nie zaczęło w nim siadać i pochylać się do przodu bawiąc stopami, metkami od bujaczka lub po prostu czując radość z faktu, że droczy się z tym, kto ją karmi. Teraz wszystko jest o wiele łatwiejsze. Wszystko dzięki najnowszemu nabytkowi, czyli krzesełku do karmienia.

Dla oszczędności wybrałam używane. Kupiłam na znanym wszystkim portalu krzesełko Chicco (seria Happy Snack). Regulowane oparcie, zdejmowany stolik, pięciopunktowe pasy bezpieczeństwa, dwa kółka z hamulcem... Brakuje mi jedynie regulacji wysokości, ale nie można mieć wszystkiego. 

Jeśli ktokolwiek zastanawia się nad tym, czy kupić swojemu dziecku krzesełko, to ja zdecydowanie polecam!


xoxo
Mama i Brzdąc

piątek, 2 maja 2014

Nasz przyjaciel - Uczniaczek

Mały Człowiek dostał w prezencie gwiazdkowym Szczeniaczka Uczniaczka. Polecam każdemu dzieciaczkowi. Bawi i uczy. Od początku narzekałam jedynie na to, że piosenki, które uczniaczek gra, są krótkie i ucinają się jakby w połowie. To był jedyny mój zarzut. Dziś już nieaktualny.

Wczoraj rano dałam Ziarenku mleczko i odłożyłam do łóżeczka, mając nadzieję że jeszcze da mi chwilkę się przespać. Maluszek zaczął się bawić uczniaczkiem i po chwili jakoś tak w półśnie usłyszałam nagle, że piosenki są jakby dłuższe, nie urywają się w połowie. Po przebudzeniu byłam przekonana, że wszystko to mi się przyśniło i pierwsze co, to zaczęłam sprawdzać, jak działa ulubiony pluszak Małego Człowieka. Faktycznie piosenki były kompletne! Ile ja się namyślałam, co się wydarzyło, aż w końcu stwierdziłam, że to prawdziwy uczniaczek jest a Ziarenko się czegoś konkretnego nauczyło. Mianowicie, jak wyciągać ten plastikowy pasek od blokady, który był obok włącznika. To on powodował, że piosenki nie były pełne. 
Cały czas mi się wydawało, że to nic nie szkodzi, że ja tego nie wyciągnęłam. Dumna jestem z tego mojego bystrzaka ;) 

piątek, 25 kwietnia 2014

Matka alergik, Ojciec alergik, Dziecko alergik?

To, że Mały Człowiek wykazuje skłonności do alergii pokazało się już dość dawno, zdiagnozowane razem z AZS i skazą białkową. To, że alergia dopadła też Matkę, jest odkryciem dnia wczorajszego. Wprawdzie już poprzednie lata sugerowały, że może coś być na rzeczy, ale podstawowe testy alergologiczne nie wykazały nic. Od wczoraj jednak Matka czuje się, jakby jej głowa podwoiła swój rozmiar, a nos jest całkowicie zatkany. Ojciec obudził się dziś ze świądem całego ciała, co dopadło również i Małego Człowieka już wczoraj. Na rączkach malucha pojawiły się olbrzymie czerwone, swędzące plamy, nasilające się po zdjęciu okrycia wierzchniego Ewidentnie bez związku z przyjmowanymi pokarmami.

Cała Rodzina główkuje teraz, jaki jest alergen. Co zaczęło pylić w ostatnich dniach? I przede wszystkim: jak uporać się z kłopotem?

Matka podkrada dziecku Zyrtec w kropelkach, Mały Człowiek przyjmuje Fenistil w kroplach 3*8', a zmiany smarujemy wazeliną ze względu na poszpitalny bunt przeciwko sterydom. A Ojciec? Ojciec jakoś sam się stara z tym uporać - twardy jest ;)


xoxo
Mama i Brzdąc

wtorek, 22 kwietnia 2014

Jestem

Zapowiadam nowy początek, po czym znikam. Spowodowane jest to w dużej mierze tym, że Małego Człowieka dopadła infekcja na tyle silna, że spędziliśmy kilka dni w szpitalu. Rozpoznanie - trzydniówka, aczkolwiek gorączka utrzymywała się dni pięć. Teraz Maluszek wraca do sił, jednak pozostaje mocno marudny, co jest spowodowane ząbkowaniem.

Przyznaję też, że ciężko zaczyna się od początku. Ponad rok budowałam swoje miejsce, a teraz muszę robić to od nowa. Pusto tu.

czwartek, 10 kwietnia 2014

Nowy początek

Zaczynamy po raz kolejny. Znów publicznie wkraczamy w blogosferę. Mamy nadzieję, że tym razem bez niedopowiedzeń, w atmosferze szczerości i niewinności :D Tak - tworzę sobie utopię.

A kto nas jeszcze nie zna, pewnie ciekaw jest, kim jesteśmy i co tu robimy. Pokrótce. Jest Mama, jest i Tata, a przede wszystkim jest dziecko. Dziecko to 7,5-miesięczna dziewczynka, która na świecie pojawiła się pod koniec sierpnia. Do naszych przygód i przeżyć należy rehabilitacja metodą vojty w celu pozbycia się asymetrii, ciągłe podróże, a teraz nieustanna walka z AZS i alergią Małego Człowieka. Od tego momentu zaczniemy a co z tego wyjdzie - zobaczymy.

Z pozdrowieniami, Mama i Brzdąc.