piątek, 13 marca 2015

Bułeczki cynamonowe

Dawno nie było żadnego postu, ale śledzący mojego FB wiedzą, że nie zapadłam się jak kamień w wodę. Dość regularnie się tam pokazuję i tam właśnie pochwaliłam się wczoraj wypiekami. Pojawili się chętni na przepis, więc oto i on.

Tytułem wstępu powiem jeszcze, iż przepis oryginalny, z którego korzystałam, nie sprawdził się u mnie na 100%, modyfikacje będę sygnalizować w trakcie.



Składniki:
  • 600g mąki pszennej
  • 80g cukru
  • pół łyżeczki soli
  • 40g drożdży (jeśli suszone to 20g)
  • 100g masła
  • 400ml mleka
  • 2 jajka

Nadzienie:
  • 100g masła
  • 120g cukru
  • 1,5 łyżeczki cynamonu
  • rodzynki

Glazura:
  • 1 jajko

Na początek rozczyn w wypadku drożdży świeżych (wykorzystane do niego składniki odejmujemy od pozostałych). Drożdże rozcieramy z cukrem, po czym zalewamy 100ml ciepłego (nie gorącym!) mleka i mieszamy. Do tego dodajemy 5 łyżek mąki i mieszamy, starając się uniknąć grudek. Rozczyn przykrywamy ściereczką i odkładamy w ciepłe miejsce na ok. 20 min.

W dużej misce mieszamy mąkę, cukier, sól (a jeśli używamy drożdży suchych, to również drożdże). Do tego dodajemy mleko, roztrzepane jajka rozczyn i roztopione (nie gorące) masło. Wyrabiamy, w razie potrzeby dosypując mąki. To właśnie moment, w którym rozmijam się z oryginalnym przepisem. U mnie ciasto było na tym etapie bynajmniej nie gładkie i sprężyste, tylko klejące i rzadkie. Mąki dosypałam dość sporo, ale mimo obaw nie skutkowało to twardością ciasta po upieczeniu. Po wyrobieniu ciasta, przykrywamy ściereczką i okładamy w ciepłe miejsce na ok. 30min. 

W międzyczasie przygotowujemy nadzienie. Masło topimy. Do lekko wystudzonego dodajemy cukier i cynamon. Jeśli decydujemy się dodać rodzynki, to sparzamy je.

Wyrośnięte ciasto dzielimy na dwie części i rozwałkowujemy w prostokąt o szerokości ok 25cm (długość zależy od tego ile będziemy mieć ciasta) i grubości +/- 7-8mm. Całą powierzchnię ciasta smarujemy nadzieniem i posypujemy rodzynkami. Zawijamy jak roladę wzdłuż dłuższego boku i kroimy na ok. 2cm kawałki. Układamy je na blaszce "na płasko" w dość sporych odstępach (znacznie zwiększają swoją objętość. Moje się skleiły, mimo że układałam naprawdę luźno). Odstawiamy do podrośnięcia na 15min. Po tym czasie smarujemy po wierzchu roztrzepanym jajkiem i wstawiamy do nagrzanego do 230st.C piekarnika na ok. 15-20min (ja, używając termoobiegu zostawiłam je na 20min, jednak to trochę za długo. Trzeba to ocenić indywidualnie w zależności od piekarnika).

Mnie z podanych składników (po dosypaniu sporej ilości mąki, o czym pisałam wyżej) wyszło trzy pełne blaszki pachnących bułeczek.

Smacznego! :)

wtorek, 2 grudnia 2014

Za górami, za lasami...

Opowiem Wam pewną historię. Była sobie matka, studentka, która wciąż na walizkach żyje. Średnio raz na dwa tygodnie zjazd na uczelni, a jak do domu wraca, to nieustannie trzeba nadrabiać pranie, prasowanie i sprzątanie. Bałagan to się w końcu sam robi ;) A do tego gotowanie, bo z pustym brzuchem, to ani matka, ani córka żyć nie podoła. Jeszcze nauka, bo skoro się matka zdecydowała na studiowanie, to jakoś się z tym trzeba zmierzyć. No i najważniejsze - z córką trzeba spędzać czas.

Jeśli myślicie, że się tłumaczę, to macie rację. Dawno mnie tu nie było, co nie znaczy, że zapomniałam. Po prostu doby mi brakuje. A o najważniejszym zapomniałam - zostałam bez laptopa. Zawiniła matka, przyczyną sprawczą córka. Winić jej nie mogę, bo leżący na podłodze komputer z przymkniętą klapą, a myszką na klawiaturze, to aż kusi, żeby na nim stanąć. Tylko że to tylko na chwilę, a dziecko w innym pokoju.... Dla nas już za późno i tylko mogę innych ostrzegać - tak się nie robi! ;)

Dlatego laptop na mojej wishliście wyskoczył na pierwszą pozycję. A za nim masa innych bardziej lub mniej potrzebnych rzeczy. Szkoda tylko, że nie znalazłam jeszcze wystarczająco majętnego mikołaja ;)

My tu gadu, gadu, a skoro już się odzywam, to może kilka słów o tym, co u nas.
Mały Człowiek już nie taki mały. Przecież ma już ponad 15 miesięcy! Chodzi już pięknie, choć częściej biega jak oszalała.
Ulubione zajęcie to robienie na złość ;) A potrafi to wyczuć na kilometr.
Ulubione jedzonko to jabłuszka, marchewki i pomidory. Dba o linię nie ma co ;) Poza tym ciężko ją namówić do jedzenia, więc matka musi się sporo nagimnastykować, żeby brzuszek był najedzony. Wszyscy zgodnie twierdzą, że wdała się w mamusię. Są też głosy, że mam za swoje, skoro jako mały brzdąc tak się we znaki dawałam nie chcąc jeść ;)

To tak pokrótce. Nie obiecuję pisać częściej, zwłaszcza do czasu, aż nie dorobię się laptopa, ale nie zapominajcie o nas proszę! :)

niedziela, 28 września 2014

Roczkowe słodkości

Jeszcze kilka słów o roczku, a raczej o urodzinowych wypiekach. 
Nie oszukujmy się - większość rzeczy, w tym cudowny tort, pochodziło z zaprzyjaźnionej cukierni. Jednak matka postanowiła się też trochę sama wysilić. Wybór padł na muffinki. Co wyszło z planów kulinarnych? Nie będę oszukiwać, że zabrałam się do pracy i zrobiłam sama cudne babeczki. Prawda jest taka, że muffinowego bakcyla złapała moja Siostra i to Ona przejęła stery, a ja byłam jedynie pomocnikiem. 

W ten sposób powstały babeczki maślane z czekoladą i marchewkowe z lukrem pomarańczowym.
Przepisy wzięłam ze strony królowej muffinek, czyli mojej koleżanki ze studiów Rebeki Luks. Swoją drogą, zapraszam wszystkich na http://nietylkokuchnia.blogspot.com/ :) 
Nam słodkości wyszły naprawdę smakowicie, mimo iż był to nasz debiut w tej dziedzinie. Duży wpływ miały na to jasne i przejrzyste receptury.


Był to nasz pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni. Jeśli ktoś z Was nie próbował jeszcze swoich zmagań z muffinami, to naprawdę zachęcam. To prosty sposób na smaczny deser. Wiadomo, że nie każdy przepis jest taki bezproblemowy, ale o tych skomplikowanych, to ja na razie nawet nie chcę myśleć! ;)

sobota, 27 września 2014

Roczkowe prezenty

Choć po długiej przerwie, to wciąż w temacie roczku. Kilka słów o prezentach. Ze wszystkich Zosia jest bardzo zadowolona, choć królują wciąż baloniki z imprezy urodzinowej. Minął od niej ponad miesiąc, a te cały czas dobrze się mają! ;)

1. Romer King Plus
źródło

Na pierwszy ogień prezent praktyczny, czyli fotelik. Dotąd Mały Człowiek podróżował w nosidełku, jednak ostatnio było to już mało komfortowe i wyjazdy po chwili kończyły się płaczem i marudzeniem. Nowy fotelik moja Pszczółka dostała w prezencie od Dziadków. Wiadomo - to nie jest prezent, który można kupić bez konsultacji z rodzicami dziecka. Ja sama wybierałam zarówno model, jak i kolor.

2. Rowerek 3w1 Baby Trike
źródło
 Ma szelki, oparcie i podnóżki, które idealnie sprawdzają się przy małym dziecku. Jest też opcja demontażu tych elementów, gdy maluch podrośnie i będzie miał ochotę na samodzielną jazdę. Mały Człowiek uwielbia swoją nową brykę. Sama chętnie zakłada sobie szelki i piszczy radośnie na każdym zakręcie. Jazda rowerkiem to zupełnie inna sprawa niż podróż w wózku. Znacznie ciekawsza perspektywa. ;)

3. Chodzik Gawędziarz V-tech
źródło
To prezent od rodziców. Mamy wersję angielską, ale przecież nigdy nie jest za wcześnie na naukę języka. ;) To jest prawdziwy hit! Mały Człowiek potrafi przy nim biegać niemal cały dzień z przerwami na zabawę panelem muzycznym. Świetna rzecz. Jest stabilny i doskonale zachęca dziecko do nauki chodzenia.

4. Smiki, Aktywna kostka drewniana z kolejką
źródło
Drewniana zabawka edukacyjna wydawała mi się początkowo zbyt "dorosła" dla Bąbla. Nic bardziej mylnego. Może jeszcze nie potrafi ustawić godziny na zegarku, ani ułożyć obrazka z układanki, ale ta zabawka i tak jest dla niej bardzo interesująca. Najczęściej bawi się górną częścią. Bawi się koralikami, zdejmuje tę przykrywkę, wkłada do środka kostki Tulisia i znów zamyka. Potem szuka przytulanki i ma z tego radochę. Fajna sprawa i sądzę, że jak Mały Człowiek trochę podrośnie, to zacznie korzystać z zabawki w bardziej 'dorosły' sposób.

Poza wyżej wymienionymi, Bąbel dostał też inne prezenty. Wybrałam tu te, które mogę szczególnie polecić każdemu, kto szuka pomysłu na prezent dla roczniaka.

Jakie są Wasze prezentowe hity?


wtorek, 26 sierpnia 2014

Roczek

Mały Człowiek ma niemal rok. Dwunasty miesiąc skończy jutro rano, jednak z pewnych przyczyn imprezę zorganizowaliśmy kilka dni wcześniej. Za dużo pisać nie będę. Powiem jedynie, że motywem przewodnim były pszczółki. Było bardzo sympatycznie, choć dla mnie cały dzień minął, jak jedna chwila. Od organizacyjnej klapy uchroniła mnie w dużej mierze pomoc siostry, za co jestem jej z całego serca wdzięczna. Tyle gadania wystarczy. Zapraszam na krótką fotorelację.








wtorek, 19 sierpnia 2014

Jaglana

Pisałam kiedyś, iż mamy mało urozmaicone śniadania i kolacje. Stwierdzam, że to się nie zmieniło, jednak to, co jest "na topie" już nie jest tym samym, co królowało kiedyś. Teraz, kiedyś odrzucana jajecznica jest ulubionym daniem, a parówki lądują na podłodze już po pierwszym kęsie. Kanapki też niezbyt przekonują. Czasem Mały Człowiek daje się przekonać do kaszy manny i niegdyś odrzuconej kaszki dla alergików SINLAC. Ostatnio Matka postanowiła przekonać Bąbla do kaszy jaglanej. Pierwszego podejścia to chyba lepiej nie komentować ;) choć rodzice zjedli. Wczoraj było podejście drugie. Już nie mieszałam w czasie gotowania i nie zalałam wodą ponad miarę. Po dołożeniu owoców wyglądało (i wg mnie smakowało) całkiem nieźle.

Przed:

Co myśli o tym sama zainteresowana? No cóż. Jedzenie lądowało wszędzie, poza brzuszkiem. Przemycić udało się pewnie tylko kilka łyżek. Będziemy próbować też na inne sposoby i z innymi dodatkami. Odpuścić nie zamierzam ;)

Po:

środa, 13 sierpnia 2014

Zagadka

Dziecko brudne, matka brudna, a do tego podłoga brudna, ściana brudna i fotelik też brudny. 
Co to oznacza?


Macie rację! Zaczynamy naukę samodzielnego jedzenia. 

Początki wydają się całkiem niezłe. Oczywiście Mały Człowiek od dawna potrafi jeść rączkami. Kanapeczki, herbatniki, chrupki czy owoce to żaden problem. Wczoraj po raz pierwszy jadła swoim widelczykiem. Mama nabijała kawałki racuszka i oddawała widelec Bobasowi. Jedzonko lądowało w buzi. Dziś była próba z zupką. Nawigowany Maluch nakładał pomidorówkę na łyżeczkę i sam wkładał do buzi. Taki był plan oczywiście. Większość jedzenia lądowało wszędzie, tylko nie w brzuszku, ale myślę że i tak sobie pojadłyśmy.

Kiedy wasze Dzieciaczki zaczęły naukę i od kiedy można powiedzieć, że jedzą już naprawdę same?

Pozdrawiamy i życzymy miłego wieczoru!